Poznajcie Kelseya, golden retrievera, który dokładnie udowadnia, dlaczego psy są naprawdę naszymi najlepszymi przyjaciółmi.
Jego człowiek, Bob z Michigan, pewnego dnia poślizgnął się na lodzie i skręcił kark tuż przed swoim domem.
„Wołam o pomoc, ale mój najbliższy sąsiad jest jakieś ćwierć mili stąd, a była 22:30”
Wydawało się, że Bob był w niezłym szoku, ale na szczęście miał swoją futrzaną sierść anioł stróż u jego boku, „ale wtedy przyszedł mój Kelsey i mnie uratował. Do rana straciłem głos i nie mogłem wołać o pomoc, ale Kelsey nie przestawał szczekać”.
W mroźną zimową noc Bob miał na sobie tylko kalesony, kapcie i koszulę, ponieważ planował wyjść z domu tylko po drewno do kominka.
Zamiast tego okazało się, że była to 20-godzinna próba, podczas której Bob leżał sparaliżowany na śniegu. Gdyby nie jego futrzasty przyjaciel, najprawdopodobniej zamarzłby na śmierć.
Bob wyjaśnił: „Ciągle wołała o pomoc, ale nigdy mnie nie opuściła. Utrzymywała mnie w cieple i czujności. Wiedziałem, że muszę to przetrwać i że to był mój wybór, aby pozostać przy życiu”.
W 19. godzinie Bob niestety stracił przytomność, ale Kelsey jeszcze się nie poddał!
„Wydawała to piskliwe wycie, które zaalarmowało mojego sąsiada. Znalazł mnie o 18:30”.
W końcu, po znalezieniu go przez sąsiada, został zabrany prosto do miejscowego szpitala na pilną operację.
Jest teraz w pełni zdrowy i okrzyknie Kelseya swoim bohaterem za uratowanie mu życia.